Bajka Bianki i Laury Sady lat 6 Miejskie Przedszkole nr 43 w Zielonej Górze. Udział w konkursie literacko-plastycznym “Spacerkiem po Zielonej Górze” 2025, organizowanym przez Miejskie Przedszkole nr 34 “Rozśpiewane Przedszkole” w Zielonej Górze
Był początek lata. Słońce przygrzewało już mocno, kwitły akacje i piękne pachniały.
W naszym ogrodzie dojrzewały pierwsze truskawki. Kwitły już róże, latały motyle, z radością śpiewały ptaki. Było pięknie zielono, trwa soczysta, a na drzewach błyszczące zielenią liście. Najpiękniejszy czas, bo zbliżały się wakacje.
Właśnie wyszłyśmy na podwórko, by pobawić się przy pięknej pogodzie, ale mimo letniego nastroju i kolorowego otoczenia, jakoś nie miałyśmy pomysłu na wspólną zabawę.
– Może poskaczemy na skakance? – zapytała Bianka.
– Nie, jest za gorąco, żeby skakać – odpowiedziałam. – Wolę pohuśtać się, to mniej męczące.
– E tam, nuda! Huśtawka była w przedszkolu. Chodź poskaczemy w klasy – zaproponowała znowu Bianka.
– Klasy? To znowu skakanie! – oburzyłam się. – Jest za gorąco, mówiłam ci.
Bianka siedziała na ławce niezadowolona.
– Laura, nic ci się nie podoba. Wolałabyś pewnie pobawić się z kimś innym – odparła na moje zniechęcenie.
– Dlaczego? Chętnie pobawię się z tobą, ale wymyśl coś fajnego, coś innego niż zwykle. Wszystkie stare zabawy już mi się znudziły. Ucieszy mnie nowa zabawa – odpowiedziałam Biance. Miałam nadzieję, ze już da mi spokój, bo w ten gorący dzień miałam tylko ochotę poczytać książkę na ławce w ogrodzie. Ona jednak nie dała za wygraną.
– Tylko tak mówisz. Na każdy mój pomysł odpowiadasz, że to nuda, albo stara zabawa. Ale tak naprawdę dawno już nie skakałyśmy na skakance, ani nie grałyśmy w klasy. Każdy mój pomysł odrzucasz. Chyba, że przyleci tu kosmita i zaprosi cię na spacer po Zielonej Górze – odpowiedziała coraz bardziej obrażona Bianka. – Patrz, nawet już ląduje z latającym spodkiem.
Parsknęłam śmiechem. To ci dopiero pomysł! Spacer z kosmitą po Zielonej Górze. Czemu nie? Bardzo chętnie! – pomyślałam. I kiedy tylko pojawiła mi się ta myśl w głowie, usłyszałam jakiś dziwny szum. Zaraz potem silny powiew wiatru rozwiał mi włosy. Coś jeszcze zatrąbiło jak klakson samochodu, zastukało, zawarczało. Obie przestraszone zerwałyśmy się z ławki, żeby zobaczyć co się dzieje w naszym ogrodzie. A tu na samym środku naszego trawnika wylądował z hukiem latający spodek! Przez chwilę jeszcze silnik burczał, syczał, dzwonił. Potem zgasły światła, wszystko ucichło.
– No i masz swojego kosmitę! – przewróciła oczami Bianka – Może on się z tobą pobawi…
Na te słowa otworzyły się drzwi kosmicznego pojazdu i stanął w nich zielony ludzik z antenkami na głowie. Zamurowało mnie! Prawdziwy kosmita w naszym ogrodzie. Zszedł wolno po drabince pojazdu i z miłym uśmiechem podszedł do nas: do mnie bardzo zaskoczonej i Bianki nieco złej, że przybysz popsuł nam plany na wspólną zabawę.
– Dzień dobry – przywitał się dziwnym metalicznym głosem, jakby dobiegał z metalowego garnka – Zepsuła mi się nawigacja. Ostatnie dwa lata już błądziłem w kosmosie. Nie wiem gdzie wylądowałem. Możecie mi powiedzieć, gdzie ja jestem?
– Na Ziemi, w Europie, w Polsce, w Zielonej Górze! – pochwaliła się wiedzą Bianka. – I moja siostra bardzo na ciebie czekała, bo nie ma z kim, ani w co się bawić – powiedziała. – Mam nadzieję, że spodoba ci się spacer po Zielonej Górze. Ona cię chętnie oprowadzi.
– Jestem w Zielonej Górze?? To wspaniale! Uwielbiam wszystko, co jest zielone – zawołał kosmita. – Zielone ubrania, zielone jedzenie, zielne pojazdy, zielone zwierzęta i rośliny. Sam jestem cały zielony! Bardzo, bardzo chcę zobaczyć zielone góry! Jeszcze nigdy nie widziałem zielonych gór!
– To nie są zielone góry, tylko nasze miasto nazywa się Zielona Góra – poprawiła go Laura.
– Nie ważne, miasto czy ciasto, kocham wszystko zielone! Pokażecie mi? – spytał zachwycony.
– Jasne – odparła Bianka. – Przecież mówiłam, że Laura czekała tu na ciebie już od rana.
– Nie prawda, nie czekałam na żadnego kosmitę – poprawiła Laura. – Ale skoro już jest, to lecimy do Zielonej Góry. Czy twoim pojazdem?
– Oczywiście, wsiadajcie – zawołał ucieszony kosmita. – To dokąd najpierw?
– No wiadomo, do centrum miasta, na deptak – poprowadziła Laura.
– Ale zaraz, zaraz! Mówiłeś, że masz zepsutą nawigację? – przypomniała Bianka. – Jak tam dolecisz?
– Wy mi pokażecie – odpowiedział uśmiechnięty.
Wsiedliśmy wszyscy troje do latającego spodka. Usiedliśmy wygodnie na miękkich fotelach, zapięliśmy pasy, a kosmitek odpalił silnik. W mig dolecieliśmy do centrum miasta. Latający spodek wylądował obok pomnika Bachusa.
Wyszliśmy na pierwszy spacer. Szliśmy uliczkami starego miasta, mijaliśmy kolorowe kamienice, Ratusz, Teatr Lubuski, małe fontanny, kolejne figurki bachusików. Kosmitek rozglądał się z ciekawością. W końcu zatrzymał się i smutny powiedział do nas:
– No i gdzie wy tu macie te zielone góry? Nie widzę żadnej góry. Zieleni też mało. Są tu w prawdzie pojedyncze drzewa, małe klomby, donice i skrzynie z kwiatami, ale to mało. Tylko chodniki, beton, mury domów.
– W takim razie ruszamy dalej szukać zielonych gór w Zielonej Górze – powiedziała Laura. I dodała: – Teraz kierunek Park Tysiąclecia.
Znowu wsiedliśmy do latającego spodka, przelecieliśmy kilka ulic i wylądowaliśmy na ulicy Wazów.
– Idziemy na drugi spacer – zarządziła Laura.
Przed nami rozpościerał się nasz największy miejski park. Pomiędzy starymi wielkimi drzewami wiły się alejki, którymi spacerowały całe rodziny, biegali panowie w sportowych ubraniach. Na ławeczkach siedzieli dziadkowie i odpoczywali w cieniu. Pełno było klombów z kwiatami w pięknych kolorach. Wszędzie rosła równa ładna trawa, zielone krzewy.
– Tutaj jest naprawdę zielono – uśmiechał się kosmitek. – Co mi jeszcze pokażecie?
– No to teraz będzie górka – powiedziała Bianka. – Lecimy na Winne Wzgórze i będzie znowu coś zielonego.
Kolejny krótki lot z zielonym kosmitkiem zakończył się przed rzeźbą chłopca ze źrebaczkiem. Po schodkach wchodziliśmy po Winnym Wzgórzu, gdzie już na krzewach winogron zaczynały dojrzewać pierwsze owoce. Potem weszliśmy do zielonogórskiej Palmiarni. Pokazałyśmy kosmitkowi ogromne palmy, kaktusy i egzotyczne rośliny prosto z dżungli. Oglądaliśmy żółwie i ryby w akwariach. Pod szklanym dachem Palmiarni było gorąco i parno, ale nasz nowy kolega był coraz bardziej zachwycony.
– To jest prawdziwa zielona góra! Tak, jak nazywa się wasze miasto!
– No w końcu jesteś zadowolony. To teraz czas na ostatni spacer, bo trzeba wracać do domu – zauważyła Bianka.
Po raz ostatni wsiedliśmy z kosmitą do jego pojazdu. Pokierowałyśmy go już w stronę naszego domu, do Zatonia. Wylądowaliśmy przed Parkiem Książęcym. Ruszyliśmy na spacer. Przeszliśmy alejkami parku, usiedliśmy na białej ławce pod platanem. Potem przeszliśmy na Łąkę Joanny, minęliśmy wielki Dąb i doszliśmy do Różanej Altanki na pagórku. Stamtąd rozpościerał się niezwykły widok na cała okolicę, łąki, drzewa, ruiny pałacu Księżnej Doroty, oranżerię. Wszędzie słychać było tylko śpiew ptaków, daleko przebiegła sarenka. Szumiały spokojnie drzewa przy letnim wietrze.
– Najlepsze zostawiłyście na koniec. Ależ to była wycieczka! – powiedział kosmitek, siedzący w Altance z nami na ławce. – Ta wasza Zielona Góra pełna jest zieleni i górek. To ładne miasto! I pomyśleć, że gdyby nie zepsuła mi się nawigacja, to nigdy bym tu nie trafił. – uśmiechnął się do nas.
– No i żeby Laura chciała ze mną skakać na skakance, to nigdy by ciebie do nas nie zawołała – odezwała się Bianka, ciągle jeszcze trochę niezadowolona, że nie udała się wspólna zabawa z siostrą.
– Co ty mówisz, Bianka? Wcale go do nas nie wołałam – odpowiedziałam. – Przyleciał do nas, bo to właśnie ty wymyśliłaś świetną nową zabawę czyli spacer po Zielonej Górze!
red. Renata Dobrucka-Ratajczak