Trochę minęło od ostatniego wywiadu, ale to nie koniec mojego cyklu. W Zatoniu mieszka cudowna kobieta – Edyta Jurkiewicz, która nadaje meblom drugie życie techniką Shabby chic i prowadzi bloga wnętrzarskiego Eda’s world
Jakimi słowami opisałaby Pani samą siebie?
Zawsze najciężej jest mówić o sobie, jestem skromna i nie lubię mówić o tym, co robię. Z czasem jednak nauczyłam się pokazywać swoje prace, choć nie było to dla mnie łatwe. Lubię otaczać się pięknymi rzeczami, jestem osobą wrażliwą, kochającą piękno. Można powiedzieć, że jestem taką Anią z Zielonego Wzgórza – romantyczka do nie wiadomo której potęgi.
Pamięta Pani swoje pierwsze cele?
Kiedy przeprowadziliśmy się na wieś, zaczęłam pisać bloga. Kontakty z ludźmi, najpierw z Polski, a z czasem również i z całego świata, były czymś niesamowitym. To napędzało mnie do dalszej pracy, ciągle miałam z tyłu głowy, że muszę coś zrobić i natychmiast to pokazać. Followersi napływali, a ja po kilku latach zrozumiałam, że opowiadam tutaj historię swojego życia. Witałam się z nimi codziennie rano, nie było opcji, że opuszczę choćby jeden dzień i zauważyłam, że Ci, którzy napłynęli później, nie wiedzą jak to się wszystko zaczęło. Wtedy powstał pomysł o napisaniu książki. Po to, aby przedstawić ten cały początek jak to było. Książka została napisana w dwóch językach i szybko się wyprzedała.
Skąd Pani czerpie tyle siły i energii do działania?
Nakręcają mnie moi „Lubisie”, tego wszystkiego nie byłoby, gdyby nie dziewczyny, które mówiły: „No daj już spokój, czy Ty masz ten dom na wsi z gumy? Ciągle robisz i robisz, upychasz te meble. Weź dla nas też coś zrób”.
No i tak zrodził się pomysł na sklepik Pracowni Lawendowy Domek, gdzie znajdują się vintage meble i przedmioty po metamorfozie. On gdzieś tam zawsze we mnie był, to było moje marzenie.
Ludzie, ich komentarze, zainteresowanie magazynów wnętrzarskich, wywiady radiowe, spotkania w sklepiku i rozmowy z klientkami, tak samo zakochanymi w stylu shabby chic. Podziękowania kobiet, że inspiruję, daję cel w życiu i zachęcam do działania. To wszystko daje mi siłę i energię do działania.
Jak zdefiniowałaby Pani pojęcie “pasja”?
Pasją jest dla mnie to, że ja nie mogę się doczekać, aż otworze puszkę z farbą. Sam zapach jest dla mnie oszałamiający. Moment kiedy ja muszę, muszę coś malować, bo nie wytrzymam. Pasja powoduje, że w weekendowy poranek zbieramy się z mężem do wyjazdu, aby znaleźć jakieś starocie. Przywieźć do domu mebel z duszą, aby go uratować. Czasami są to takie graty, że mój mąż zastanawia się jak my to sklecimy, bo pomaga mi w mojej pracy. Bywa też tak jakby te meble do mnie mówiły: „Pomóż mi weź mnie”, może to dziwnie brzmi, ale tak jest. Niektóre z nich na prawdę mają duszę, choć są bardzo stare i brzydkie. Kiedyś kupiłam taki sekretarzyk u nas na lokalnej giełdzie. Był ohydny, koloru zgniłej śliwki, ale miał tak cudowny kształt… Trzy razy jeździłam go oglądać, aż w końcu stwierdziłam, że spróbuję i kupiłam go. Niektóre przedmioty się poddają, chcą żeby je odrestaurować, a czasem proces trwa kilka dni i nic z tego nie wychodzi. W końcu jednak przychodzi taki dzień, że się udaje, i tak też było z tym sekretarzykiem, który do dziś stoi w moim domu.
Zdradzi nam Pani dalsze plany na przyszłość?
Chciałabym napisać drugą książkę, od napisania tej pierwszej trochę już minęło. Wydałam ją w 2019 roku i bardzo dużo od tego czasu się wydarzyło, moja praca ewaluowała. Jestem samoukiem, nie jeżdżę na żadne kursy czy warsztaty. Sama wymyślam oraz realizuję swoje pomysły i chciałabym znów o tym napisać. Ale czy ja się za to zabiorę? Tego jeszcze nie wiem.
A co się Pani osobiście marzy?
Książka, tak – to jest moje marzenie. Na pewno chciałabym pokazać co teraz robię, bo przez te lata wiele się zmieniło. Nie są to już tylko białe, postarzane i skrobane meble, tylko różne inne techniki. Kocham również podróże, uwielbiam je, nigdy nie wracam do domu z pustą ręką. Gdziekolwiek jestem, zawsze trafiam na sklepik habby chic i ludzi, którzy kochają to samo co ja. Z takich spotkań rodzą się niesamowite przyjaźnie na lata. Zawsze też coś przytargam z takich wyjazdów, no nie ma mocnych aby było inaczej.
Może jakaś wskazówka na szczęście dla innych kobiet?
Spełniać marzenia, nawet te najmniejsze. Cieszyć się najdrobniejszą rzeczą, kwiatkiem, motylkiem, każdym drobiazgiem.
————————————
Agnieszka Schmidt-Nowicka