Podróże małe i duże po Zielonej Górze

Bajka Michała Goludy lat 6 Miejskie Przedszkole nr 43 w Zielonej Górze. Konkurs literacko-plastyczny “Spacerkiem po Zielonej Górze” 2025. Nagroda: II miejsce. Organizator konkursu Miejskie Przedszkole nr 34 w Zielonej Górze

WSTĘP

Za górami, za lasami, za rzekami i dolinami żył Michał ze swoją rodziną. Mieszkał w mieście Zielona Góra, bawił się i uczył w przedszkolu, poznawał świat i podróżował ze swoimi przyjaciółmi smokiem Stefanem i misiem Pysiem. Jego ulubioną zabawą było budowanie z klocków wspaniałych budowli. Interesował się też pracą policjantów i tresurą psów policyjnych. Był ciekawy świata i dostrzegał wiele szczegółów wokół siebie. To sprawiało, że podróże z nim zawsze były przyjemne i pełne ciekawostek. Na kilka z nich Michał zabierze w tej bajce również Was. Zapraszamy na spacer po Zielonej Górze.

DEPTAK ZIELONOGÓRSKI

Pewnego wiosennego dnia siedziałem przy oknie i zastanawiałem się co by tu zrobić. Padał deszcz, dzień się dłużył, a ja nudziłem się okropnie. Siedząc tak, zauważyłem smoka Stefana na moim podwórku. Złapałem misia Pysia pod pachę, parasol w rękę, krzyknąłem, że wychodzę na dwór i wybiegłem na zewnątrz.

– Czyżbyś się nudził? – zapytał smok.

– Witaj Stefciu. Nie mam pomysłu na zabawę. Pogoda taka kiepska. Jaka wycieczka uda się w taką pogodę… – odpowiedziałem zmartwiony.

– Michałku! Mam świetny pomysł. Przecież możemy jechać do muzeum! Tam nie pada. – ożywił się Pysio.

Przygotowania do wyprawy nie trwały długo. Spakowałem wodę do plecaka, znalazłem kurtki dla każdego i wyruszyliśmy. Weszliśmy na deptak zielonogórski od strony fontanny przy ulicy Westerplatte. Chwilę później wchodziliśmy już do budynku Muzeum Ziemi Lubuskiej. Przywitała nas miła pani, która pokazała, gdzie mamy się rozebrać i powiesić kurtki. Kupiliśmy bilety i dostaliśmy audioprzewodniki, czyli takie urządzenia z słuchawkami, które mają pomagać w zwiedzaniu wystaw. Stefciu był zachwycony tym, że jak założył słuchawki na uszy, było słychać głos. Zwiedzanie zaczęliśmy od samej góry, trzeba było wjechać windą aż na trzecie piętro. Miś bardzo się śmiał, kiedy winda ruszała:

– Hihi! Łaskocze w brzuszku! – Bardzo chciał powtórzyć atrakcję. Wytłumaczyłem mu, że będziemy zjeżdżać windą, kiedy zobaczymy co kryje góra budynku. Oglądaliśmy obrazy, rzeźby i różne instalacje. Głos z audioprzewodnika opowiadał nam o historii dzieł i ich autorów. Mi najbardziej podobała się instalacja przy samym wejściu. Powieszone na ścianie szklane, lustrzane poduszeczki tworzyły jedno wielkie lustro, w którym odbijaliśmy się ze wszystkich stron. Smok dłużej zatrzymał się przy obrazie z kolorowym wielkim okiem, Pysio czuł się wspaniale patrząc na obraz kobiety z dzieckiem, misiem i kwiatami.

Na niższym piętrze oglądaliśmy wystawę związaną z historią i kulturą Zielonej Góry. Na ruchomej makiecie zobaczyliśmy, jak zmieniały się tereny Zielonej Góry. Mogliśmy obejrzeć, jak wyglądało krosno i spróbowaliśmy sami tkać materiał. Widzieliśmy też mnóstwo zdjęć starej Zielonej Góry, wystawę związaną z winogronami i winem. Na końcu poznaliśmy historię Zastalu i Falubazu, zielonogórskie kabarety i mnóstwo ciekawostek. Sprawdziliśmy naszą wiedzę w interaktywnym quizie i ułożyliśmy układanki z herbami. Przy wyjściu zajrzeliśmy jeszcze do sali z witrażami i pięknymi kolorowymi obrazami. Przez witraże, zobaczyliśmy, że wyszło słońce, więc postanowiliśmy jeszcze przespacerować się deptakiem. Minęliśmy Lubuski Teatr, usiedliśmy na chwilę pod pomnikiem Bachusa i zjedliśmy hot- dogi. – Co powiecie na szukanie Bachusików? – zapytałem przyjaciół.

– Czego? – Stefan nie zrozumiał. – To takie minirzeźby dzieci Bachusa, boga wina. Zielona Góra z nich słynie. Są poukrywane w różnych częściach deptaku, rynku i nie tylko. Każdy ma swój temat i historię. Możemy sobie porobić zdjęcia przy każdym.

– Suuuper! – pisnął Pysio. Przez kolejną godzinę chodziliśmy i robiliśmy sobie pamiątkowe zdjęcia przy Bachusikach. Było zabawnie i przyjemnie. Zmęczeni i zadowoleni postanowiliśmy spotykać się co tydzień i jeździć na takie przyjacielskie wycieczki całą wiosnę.

PALMIARNIA

Po tygodniu od naszej poprzedniej wyprawy spotkaliśmy się pod Palmiarnią Zielonogórską. Stefan nigdy tu nie był. Chciałem pokazać mu, jaka to wspaniała okolica. Zaczęliśmy od zabawy w zielonym labiryncie obok palmiarni. Śmiechu było co nie miara. Goniliśmy się, chowaliśmy przed sobą. w pewnej chwili przyjaciele tak mi się schowali, że nie mogłem ich znaleźć. Postanowiłem skorzystać z miniwieży obserwacyjnej. Wszedłem na schody i zobaczyłem misia Pysia pod ławką i smoka udającego kamień w jednym z zaułków labiryntu.

– Mam Was! – krzyknąłem ze śmiechem. Idąc w kierunku palmiarni, weszliśmy jeszcze na plac zabaw obok labiryntu. Wspinaliśmy się na stromą drabinkę, zjeżdżaliśmy ze zjeżdżalni i kopaliśmy tunele w piasku.

Zmęczeni weszliśmy do budynku palmiarni. w holu stały fotele i stoliki, a obok można było popatrzeć na śliczne kolorowe rybki. Usiedliśmy tam i wyciągnąłem kanapki. Po długiej zabawie na świeżym powietrzu byliśmy tak głodni, że zajadaliśmy z apetytem. Kanapki zniknęły w mgnieniu oka. Chwilę jeszcze poobserwowaliśmy rybki i wjechaliśmy windą na trzecie piętro. z góry widać było dużą część Zielonej Góry, kościoły, ratusz, domy, drzewa, sklepy.

– Ahh! – westchnął z zachwytu Pysio. Ja czułem się trochę niepewnie tak wysoko, więc zeszliśmy schodami piętro niżej, gdzie można było pospacerować wśród zieleni liści palmowych. To było niezwykle przyjemne.

Postanowiłem zaprowadzić przyjaciół do mojego ulubionego miejsca – Szklanej Pułapki. To miejsce jest tak samo niesamowite, jak jego nazwa. Tak naprawdę to biblioteka, w której można wypożyczyć nie tylko książki, ale także gry i płyty z audiobookami i filmami. Ja najbardziej lubię w niej to, że mogę tam sobie posiedzieć na pufie z książką i ją pooglądać. Jest też konsola do gier, układanki dla małych dzieci i stoliki do rysowania. Usiedliśmy przy stoliku z widokiem na miasto i narysowaliśmy to, co widzieliśmy. Nasze obrazki będą pamiątką z tego wyjazdu i wspólnej zabawy. Ja chciałem jeszcze pooglądać książki, ale Stefciu powiedział, że już za długo siedzi i musi trochę polatać.

Zabrałem przyjaciół na świetny plac zabaw obok palmiarni. Nazywa się skypark i jest zbudowany na dachu parkingu. Ja z Pysiem biegaliśmy po górkach, bujaliśmy się i bawiliśmy na okrągłej równoważni, a smok wspiął się na wysokie linowe drabinki i wzleciał w powietrze. Wykorzystaliśmy pogodę na maksa i bawiliśmy się tam razem bardzo długo. Było wspaniale.

OGRÓD BOTANICZNY

Celem trzeciej naszej wyprawy był Ogród Botaniczny. Tym razem podwiozła nas mama, chociaż mogliśmy jechać autobusem linii 0. Smok Stefan oczywiście leciał nad nami. Przy wejściu na teren Ogrodu stały automaty z różnymi zabawkami do wylosowania. Stefan był zachwycony. Podobało mu się, że jak włoży się monetę i przekręci, to wypada zabaweczka. Pysio pobiegł zobaczyć czerwone rybki w stawku. Ślicznie błyszczały w słońcu. Fontanna miło pryskała na twarze. Poszliśmy dalej w stronę polanki z wigwamem, oglądając po drodze piękne rośliny. Nagle Stefciu nam zniknął. Rozglądaliśmy się, ale nigdzie go nie było. Kiedy już zaczęliśmy się niepokoić, dotarł do nas cichy chichot. Okazało się, że Stefan schował się pod gałęziami wiązu górskiego, którego gałęzie stworzyły namiot. Śmiejąc się skręciliśmy w stronę Mini Zoo o nazwie „Bajkowa Zagroda”. Tam nakarmiliśmy kozy i owce specjalnym pokarmem, obserwowaliśmy daniele, papugi, pawie i inne zwierzęta. Najbardziej podobały mi się surykatki. Jedna z nich cały czas stała na dwóch łapkach i rozglądała się wokół, jakby była strażnikiem. Pomiędzy zagrodami zwierząt było mnóstwo różnych zabawek, zjeżdżalni i miejsc do zabawy. Stefciowi podobało się wchodzenie do ogromnego drewnianego krokodyla. Ja byłem zachwycony układanką na górze tej zabawki. Miałą piękne kolory. Misiowi Pysiowi podpasował tunel i zjeżdżalnia. Wszyscy świetnie się bawiliśmy. Na koniec wycieczki usiedliśmy przy tężni solnej i odpoczęliśmy, czekając na moją mamę.

DOLINA GĘŚNIKA

Przyszła kolejna sobota. Siedzieliśmy na podwórku i myśleliśmy, co dziś będziemy robić. Pogoda zachwycała bezchmurnym niebem, słońcem muskającym promieniami i delikatnym wietrzykiem. Po dłuższej chwili namysłu zaproponowałem: – może pójdziemy na spacer Doliną Gęśnika? Potrzebujemy sporo kanapek, dużo wody i wygodne buty, bo to duży i fantastyczny teren. – Stefan i Pysio postanowili mi zaufać i zgodzili się na propozycję. Wjechaliśmy windą z Centrum Przesiadkowego na wiadukt przy ul. Sulechowskiej i przeszliśmy się aż do ulicy Źródlanej i weszliśmy na ścieżkę w Parku. Szliśmy wzdłuż strumyka, ciesząc się piękną pogodą, roślinami i owadami, które można było tam obserwować.

 – Patrzcie hamaki! – Plaża! – Kaczki! – zachwycali się moi przyjaciele. Odpoczęliśmy chwilę na hamakach, zjedliśmy drugie śniadanie obserwując kaczki i poszliśmy dalej, na plac zabaw. Najbardziej podobała się nam sznurkowa wielka budowla, na którą można było wejść i zjechać zjeżdżalnią. Obok ludzie siedzieli i jedli kiełbaski z grilla.

– A najlepsze jeszcze na nas czeka! – zachęciłem Stefcia i Pysia do powrotu na ścieżkę. Przeszliśmy obok super placu z mini uliczkami, znakami drogowymi i przejściami dla pieszych.

– Musimy tu kiedyś przyjechać z rowerami albo rolkami! – wymyślił Pysio. Dotarliśmy w końcu do wielkiego Parku linowego. Ścieżka wśród drzew prowadziła przez różne przeszkody i kończyła się długą zjeżdżalnią. Przeszliśmy ją kilka razy i zmęczeni usiedliśmy z lodami na ławce. To był bardzo męczący, ale świetny wypad!

WOSIR

Następna wycieczka prowadziła autobusem nr 30 do Drzonkowa. Ja i Pysio wysiedliśmy na przystanku przy Wojewódzkim Ośrodku Sportu i Rekreacji. Na terenie WOSIRu czekał na nas już Stefan, który przyleciał tam szybciej. 

– Patrz Michaś! Kaczki! – zawołał uradowany miś.

– Wiem, przygotowałem nam nawet ziarno do ich karmienia, chodźcie! – odpowiedziałem z satysfakcją i poprowadziłem do ławki przy stawku. Kaczki jakby wyczuły, że będą karmione. Zaczęły podchodzić do nas i czekały, aż ktoś rzuci pokarm. Kiedy w woreczku z ziarenkami już nic nie zostało, a kaczki odpłynęły, czas było iść dalej. 

Pobawiliśmy się chwilę na drewnianym placu zabaw koło stawku i poszliśmy oglądać konie. Było na co patrzeć. Dostojne zwierzęta, różnych maści pięknie się prezentowały. Pysio czuł się niepewnie, bo jest malutki.

– Spójrz, jak spokojnie stoją. Mimo, że są o wiele większe od nas, możemy spokojnie je oglądać – uspokoiłem przyjaciela.

Później przyszedł czas na kucyki, które można było nawet pogłaskać. Poczuliśmy głód, więc poszliśmy trochę dalej kupić sobie kiełbaski i napój. Zjedliśmy z apetytem i stwierdziliśmy, że odpoczniemy w jaskini solnej. Weszliśmy na teren pływalni, zapłaciłem za bilety wstępu i pani zaprosiła nas do miłej, chłodnej, delikatnie oświetlonej jaskini. Usiedliśmy na leżakach, przykryliśmy się kocami i słuchaliśmy Stefana, który opowiadał fantastyczne historie o rycerzach i smokach. 

Kiedy minął czas seansu w jaskini, zapytałem: – macie siłę na zabawę na placu zabaw?

– Ale już tam byliśmy! – zdziwił się smok.

– Oj, coś Ty! Tu jest tak dużo różnych miejsc, że dnia nam nie starczy. Zobacz, tu obok jest inny plac zabaw. Chodźmy tam chociaż na chwilę! A jak będzie cieplej, przyjedziemy tu na basen. Taki odkryty! Ze zjeżdżalnią i różnymi atrakcjami. Będzie super.

Przyjaciele pobawili się na placu zabaw z innymi dziećmi. Poznali Kasię, Marysię i Wojtka. Pysio wymyślił, że chce być strażakiem. Dzieci podchwyciły pomysł zabawy. Smokowi też się on spodobał. Ustaliliśmy, gdzie jest remiza, kto będzie poszkodowanym i zaczęliśmy akcję. Bawiliśmy się świetnie aż do autobusu powrotnego. To był wspaniały dzień.

ZATONIE

Na ostatnią wiosenną wycieczkę wybraliśmy się z Pysiem do Zatonia autobusem nr 30b. Na początek postanowiliśmy odwiedzić Muzeum PRL-u. Zwiedzanie było niesamowite. Pysiowi najbardziej podobał się stary motocykl. Ja w niektórych pokojach poczułem się jak na zdjęciach mojej prababci. Było dużo dziwnych pojazdów i sprzętów. Mogliśmy zobaczyć jakimi zabawkami bawili się dziadkowie moi i moich kolegów z przedszkola. Po wyjściu z muzeum stwierdziliśmy, że to już czas coś zjeść. Rozłożyliśmy koc na trawie w Parku Książęcymi i zrobiliśmy sobie piknik. Mama upiekła nam pyszne drożdżówki z truskawkami, które popijaliśmy lemoniadą arbuzową. To był super czas. Najedzeni i zadowoleni ruszyliśmy na spacer po parku. Był ogromny, zielony i piękny. Goniliśmy się po ruinach pałacu księżnej Doroty, chowając za kolejnymi ścianami, podziwialiśmy rosnące tam rośliny i dające miłe orzeźwienie fontanny. Zmęczeni usiedliśmy na ławce w Różanej Altance i zagraliśmy w ,,patrzę, patrzę, aż wypatrzę,”. Pysiu znalazł kopce kreta, a ja wypatrzyłem wiewiórkę na drzewie. Na koniec postanowiliśmy iść jeszcze na lody do oranżerii przy pałacu i zrobiliśmy sobie zdjęcie na pamiątkę. Pysio powiedział, że koniecznie musimy tu wrócić ze Stefanem. Jest pewien, że byłby zachwycony tym miejscem.

– Cała Zielona Góra jest wspaniała. Jeszcze tyle miejsc do zwiedzenia… – zacząłem się zastanawiać. – Może będziemy kontynuować nasze wycieczki latem? Park Tysiąclecia, Park Piastowski, Planetarium Wenus, Centrum Przyrodnicze, Teatr Lubuski, bawialnia Drewno i Kawka, parki trampolin i wiele innych atrakcji tylko na nas czeka!

– Chętnie Michałku będziemy Ci towarzyszyć – powiedział z entuzjazmem Miś.

Na tym kończy się nasza bajka. Mamy nadzieję, że sześć wypraw wesołych przyjaciół zachęci Was do odkrywania Zielonej Góry. Zapraszamy na niejeden spacer po tym wspaniałym mieście. Liczymy na to, że będziecie bawić się tu równie dobrze, jak Michał z przyjaciółmi. Do zobaczenia!

red. Renata Dobrucka-Ratajczak

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *

Wydrukuj artykuł Wydrukuj artykuł